Dzień Powszedni albo wspomnienie św. Pawła od Krzyża, prezbitera albo wspomnienie Najświętszej Maryi Panny w sobotę albo wspomnienie świętych męczenników Jana de Brebeuf, Izaaka Jogues’a, prezbiterów, oraz Towarzyszy 19 października 2024; Rok B, II :


Św. Pawła od Krzyża

Paweł Danei, urodził się w 1694 roku we włoskim Piemoncie. Rozmiłowany w Krzyżu Chrystusa, nauczył się mądrości w Ranach Chrystusowych.

Był wielkim mistykiem chrześcijańskim, a zarazem jednym z największych kaznodziejów osiemnastego stulecia.

Nauczał, że "bardzo pożyteczną i świętą rzeczą jest rozmyślać o Męce Pana i nad nią się zastanawiać, albowiem na tej drodze dochodzi się do nadprzyrodzonej łączności z Bogiem.
W tej świętej szkole nabywa się prawdziwej mądrości. Tam wyuczyli się jej wszyscy święci..."

Życiorysy św. Pawła od Krzyża uznają zgodnie, że inicjatywa założenia Zgromadzenia Męki Pańskiej wyszła nie od niego, lecz od Matki Bożej.

Gdy miał 26 lat, ukazała mu się odziana w czarną szatę ze znakiem Męki Jezusa na piersi, znakiem krzyża i serca z napisem:
JESU XPI PASSIO (Jezusa Chrystusa Męka).



Najświętsza Matka poleciła Pawłowi, by założył zakon, którego członkowie odziani w podobny strój będą nieustannie czcić pamięć Męki Jezusowej.
W kolejnych wizjach otrzymywał światło i pouczenie dotyczące reguły zakonnej i apostolstwa.

Obdarzony mistycznymi łaskami, pouczony drogą objawień, założył zgromadzenie zakonne, którego zadaniem jest głosić Chrystusa Ukrzyżowanego



Członkowie zakonu specjalnym ślubem zobowiązują się krzewić w świecie pamięć o Męce Chrystusa i nabożeństwo do niej.
Kościół nie tylko uroczyście zatwierdził zgromadzenie Męki Pańskiej, ale obdarzył je licznymi łaskami i przywilejami.

Kościół nazwał św. Pawła od Krzyża "Łowcą dusz"
I tym łowcą dusz pozostał on do końca. W czasie ostatniej choroby nie przestawał głosić chwały Chrystusa Ukrzyżowanego.
Nie mogąc zdobyć się już na inne słowa, poprzestawał na zalecaniu odwiedzającym go, by pamiętali o Męce Pańskiej.
Każdemu, jako ostatnią pamiątkę, wręczał mały krucyfiks, który nieustannie miał przypominać ostatnie jego słowa.
A gdy już nie mógł mówić, ujął w drżące wyniszczone dłonie jeden z małych krucyfiksów, wskazał na postać rozpiętą na krzyżu, następnie uniósłszy rękę przyłożył ją do czoła, a żarliwe błaganie w jego oczach mówiło wyraźniej niż słowa, na które nie potrafił się już zdobyć.



Dzień Powszedni albo wspomnienie Najświętszej Maryi Panny w sobotę.


Powstaje pytanie, dlaczego sobota jest dniem Matki Bożej, a nie inny dzień tygodnia? To pytanie stawiali już sobie średniowieczni liturgiści, teolodzy, także poeci. Jednym z poszukujących odpowiedzi był Durand z Mende (†1296). Podał on kilka racji, które trzeba przyjąć, bo są słuszne. Jeżeli dniem Jezusa Chrystusa jest każdy piątek ze względu na zbawczą śmierć na krzyżu, to wypada, aby następny dzień należał do Jego Matki, Współodkupicielki. Sobota jest przedsionkiem niedzieli, Dnia Pańskiego. Dobrze więc, że Służebnica Pańska stoi u bram tego dnia i jest jego Gospodynią, jak Ją nazywali średniowieczni pisarze – Introitus ad Dominicam Diem – Przedsionek Dnia Pańskiego. Jeszcze jeden powód przytaczają liturgiści. Sobota jest dniem Bożego odpoczynku po sześciu dniach stworzenia świata, jak to opisano w Księdze Rodzaju: "A Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym". Siódemka z dawien dawna była liczbą świętą i łączono z nią pojęcie pełni, uporządkowanej i obecnej w Bogu. Dlatego siódemka jest symbolem nieba. Mówiono o szczęśliwcach porwanych do Siódmego Nieba. Siódemka jest też liczbą dziewiczą, gdyż nie da się podzielić bez reszty przez żadną inną liczbę. Słusznie więc tak szczęśliwy dzień, ozdoba wszystkich innych dni, uznano godnym imienia Maryi.

Są przekazy, może prawdziwe, może legendarne, że – jak twierdzi wspomniany Durand – w jednym z kościołów Konstantynopola, w świątyni zwanej Lucerna, znajdował się obraz Maryi. Każdego piątku wieczorem obraz zwykle zasłonięty odsłaniał się samoistnie i był odsłonięty aż do wieczora w sobotę, po czym sam się zasłaniał aż do następnego piątku. Przez ten znak Maryja jakby dawała przesłanie, iż oczekuje szczególnej czci właśnie w soboty.


Sobotni promyk

Dobrze jest znać motywy kultu, ale jeszcze lepiej uczcić Matkę Jezusa szczególnie w sobotę: w sobotę być lepszym, pobożniejszym, miłosierniejszym ze względu na Matkę Bożą. Kościół aktualnie w kalendarzu liturgicznym uwzględnia soboty jako dni wspomnienia o Najświętszej Maryi Pannie, wyznaczając w brewiarzu i w mszale formularze o treści maryjnej. W szczególny sposób obchodzi się pierwsze soboty miesińca, a to na wyraźne życzenia samej Matki Bożej, przekazywane w prywatnych objawieniach. Czcimy wtedy Matkę Bożą w tajemnicy Jej Niepokalanego Serca. Normy zakonne franciszkanów polecają, aby w każdą sobotę odprawiać wieczorne nabożeństwo maryjne na wzór powszechnie odprawianych nabożeństw w maju lub październiku. św. Maksymilian Kolbe lubił soboty i radością z tego dnia dzielił się ze współbraćmi zakonnymi, wygłaszając im pogadanki lub konferencje o Matce Bożej Niepokalanej.

Rolnicy, jak pamiętam z chłopięcych lat, zwłaszcza na Podlasiu, w soboty rozpoczynali polne prace: orkę, zasiewy, żniwa i wykopki. Polski malarz Piotr Stachiewicz namalował cykl obrazów o Matce Bożej, a jeden z nich zatytułował Sobotni promyk. Przedstawił na nim Maryję, jak w sobotni poranek rozwiesza w ogrodzie uprane pieluszki i koszulki małego Jezusa, troskliwie spoglądając na bawiącego się obok Synka. Obraz ten nawiązuje do dawnej legendy, według której – jak podaje jej autor – "w każdą sobotę musi choć na chwilę jasne słoneczko złotym okiem błysnąć, choć jeden promyk musi strzelić z nieba i spaść na ziemię niebieskim uśmiechem, by wszystkim dzieciom rozjaśnić oczęta i wszystkim matkom rozpogodzić twarze".


W każdą sobotę sam Pan Jezus każe choć odrobinę słonka rzucić na ziemię, bo kiedy na niej dziecięciem przebywał, to Macierz Jego przy zdroju co rano giezłeczka prała dla swego Syna i same one suszyła na słonku, aby Dzieciątko w świętą niedzielę białością szaty jaśniało w kościele.

Brała aniołów zazdrość o tę pracę, lecz się nie śmiały sprzeciwić Panience, wiedząc, że dziecku na ziemi najlepiej służą macierzyńskie ręce i żaden anioł matki nie zastąpi...

"W każdą sobotę, czy zimą, czy latem,
musi się słońce uśmiechnąć nad światem,
by na pamiątkę Jezusowych latek
błysnąć pogodą w sercu ziemskich matek".


wg. Wiara.pl


Św. Jan de Brébeuf.

Urodził się 25 marca 1593 roku w normandzkiej miejscowości Condé-sur-Vire. Pochodził ze znakomitej, szlacheckiej rodziny.

W 1617 roku wstąpił do jezuitów. Początkowo był nauczycielem. Po ukończeniu studiów teologiczno-filozoficznych i otrzymaniu święceń kapłańskich, udał się wraz z towarzyszami w dwumiesięczną, morską podróż do Kanady. Tam dołączył do szczepu Indian Algonochini i przez pięć miesięcy uczył się ich języka, pomagając im jednocześnie w rozmaitych pracach. Z czasem spisał nawet gramatykę ich dialektu i stworzył specjalny słownik "indiańsko-francuski". Nie udało mu się jednak żadnego z tubylców nawrócić na chrześcijaństwo.

Podobnie wyglądała sprawa z członkami szczepu Huronów, zamieszkujących terytoria wzdłuż rzeki św. Wawrzyńca. Tam również potrafił Jan nawiązać przyjazne stosunki z Indianami, ale żadnego z nich – prócz jednego, umierającego dziecka – nie udało mu się w ciągu trzech lat nawrócić.

W 1636 roku w Kanadzie zaczęła rozprzestrzeniać się epidemia, która zdziesiątkowała populację Indian. Autochtoni, widząc, że zaraza nie dotyka przybyłych na ich tereny misjonarzy, doszli do wniosku, że ci muszą posiadać jakieś magiczne zdolności, dlatego też w obliczu zagrożenia, zaczęli masowo nawracać się na chrześcijaństwo.

W roku 1641 Jan de Brébeuf w czasie jednej ze swych licznych podróży złamał łopatkę. Trzy lata zmuszony był przeleżeć na szpitalnym łóżku w Quebecku. Z czasem powrócił jednak do swej misyjnej działalności.


Św Jan de Brébeuf"

W 1649 doszło do tragedii. Irokezi napadli na wioskę Huronów mordując jej mieszkańców, zabijając także - po długich torturach – Jana. Podobnie zginął święty Izaak Jogues. Ten pochodzący z Orleanu jezuita został pojmany przez Irokezów i przez 15 miesięcy męczony w niewoli.

Wg. Portalu "Wiara"


Św. Izaak Jogues.

Urodził się w roku 1607 we Francji, w Orleanie. W wieku 17 lat wstąpił do zakonu jezuitów. Po zdobyciu wykształcenia i kilkuletniej pracy jako wykładowca wysłany został jako misjonarz do Kanady. W 1636 roku przypłynął do Kanady i tam dołączył do kaznodziei i grupy kilku misjonarzy, którzy nawracali Indian. Nie było to bezpieczne zajęcie, jednak Izaakowi udawało się przez sześć lat głosić Ewangelię.
W roku 1642 schwytali go Irokezi, poddali okrutnym torturom, a później przez 13 miesięcy więzili w małej indiańskiej wiosce, znajdującej się na terenie dzisiejszego stanu Nowy Jork. W wyniku tortur utracił kciuk. Misjonarza oswobodzili duńscy osadnicy i dowieźli do portu w Nowym Amsterdamie (dzisiejszy Nowy Jork), skąd odpłynął do Europy.
Kiedy odzyskał zdrowie, we Francji podjęto go z wielkimi honorami. Izaak jednak wkrótce znów wybrał się za Ocean. Wierzył , że ma do spełnienia misję i bardzo mu zależało, żeby znaleźć się ponownie wśród Irokezów. Dotarł do nich w 1644 roku. Akurat wśród Indian wybuchła groźna epidemia, a zaraza niszczyła plony. Irokezi obciążyli odpowiedzialnością Izaaka i towarzyszącego mu misjonarza za te wszystkie nieszczęścia. Obu schwytali i ścięli im głowy.


Jan, Izaak oraz pięciu innych, kanadyjskich misjonarzy, zostali kanonizowani w 1925 roku przez Piusa XI. Kościół katolicki wspomina ich każdego roku 19 października.








Zapraszamy wiernych na nabożeństwa różańcowe w poniedziałek i środę o godz. 7.30, we wtorek, czwartek i piątek o godz. 17.15 a w sobotę i niedzielę o godz. 16.15. W związku z tym nie będziemy odprawiać w październiku Różańca o godz. 7.30 w dniach, w których sprawowana jest Msza św. wieczorna.


Mój różaniec
Tak różny w mym życiu
Ten z assyskich płatków róży
I z oliwkowego drzewa co rośnie w Ziemi Świętej
Kryształowy z Pierwszej Komunii
I ten fosforowy świecący nocą
I wytarty, ten babciny - czarny
Mój Różaniec
Odmawiany w pośpiechu
W kolejce do szkoły - niedoliczony
Odmawiany na palcach i
Na kluczach dziewięciu co
Zawieszone na szekli dziesiątej
I ten co w pracy liczony na wielkich
betonowych płytach
I ten pobożny, rozważany
wyklęczany na twardej posadzce kościoła
I ten wychodzony w pielgrzymkach,
wymodlony w górach
I ten zaniedbany, niezrozumiany,
odklepywany
Mój Różaniec
Tak różny w mym życiu
Wciąż Cię za mało
Autentycznego, szczerego, najprawdziwszego
Bukietu róż, zaniesionego przed tron
Zdrowaś Maryjo



Różaniec jest modlitwą zawierzenia, która kieruje nas przez Maryję do Jezusa. Odmówienie całej części różańca trwa 25 minut... To jedyne 25 minut z 1440 - które otrzymujemy od Boga każdego dnia!


RÓŻANIEC

W małej izdebce, tuż obok łóżka,
Z różańcem w ręku klęczy staruszka
Czemuż to babciu mówisz pacierze?
Bo ja w ich siłę naprawdę wierzę.

Wierzę, że te małe paciorki z dębiny
Moc mają ogromną, odpuszczają winy
Gdy zawiodą lekarze, gdy znikąd pomocy
Ja,grzesznik niegodny, korzystam z ich mocy

Pierwsza dziesiątka jest za papieża
Niech nami kieruje, Bogu powierza.
Druga w intencji całego Kościoła
Modlitwą silny wszystkiemu podoła.

Trzecia za męża, co zmarł i już w niebie
A może w czyśćcu, lub większej potrzebie
Czwartą odmawiam w intencji syna...
Przy tych słowach staruszka płakać zaczyna

Był dobry chłopak, lecz od ojca pogrzebu
Odwrócił się od Boga, złorzeczył niebu
Nie rozumiał, że Bóg w swojej miłości
Dał wolną wolę dla całej ludzkości.

Zaś człowiek dar ten bezcenny i hojny
Zamienił na chciwości, wyzysk i wojny
I teraz, gdy wypadek czy wojenna trwoga
Nie wini siebie, lecz zawsze Boga.

Myślałam, że syn, gdy założył rodzinę,
Gdy wziął na ręce swą pierwszą dziecinę,
Zrozumiał swe błędy, cel odnalazł w życiu
Lecz on mimo rodziny, pogrążył się w piciu.

Awantury, alkohol, płacz i siniaki
Czemu swym dzieciom los zgotował taki?
Nie było miłości, pieniędzy, jedzenia,
Spokój był tylko, gdy szedł do więzienia.

Ja zaś przez lata biorąc rożaniec do ręki,
Bogu polecam swych wnucząt udręki,
Lecz syn w nałogu trwał dalej uparty,
Z czwartej dziesiątki robił sobie żarty.

\"Lepiej piątą odmawiaj sama za siebie
Bo żyjesz tylko o wodzie i chlebie.
Na nic te posty i twoje modły,
Bo los już taki musi być podły.\"

Płacze staruszka, drżą wątłe ramiona.
Wie, że jest chora, niedługo skona.
Co będzie z synem, z jego rodziną?
Czy znajdą drogę prawdziwą, jedyną?

I zmarła nieboga. Wezwano syna
Ten twardo powiedział - nie moja to wina.
Lecz widząc w trumnie matki swej trupa,
Poczuł jak mu pęka na sercu skorupa.

Zobaczył rożaniec swej zmarłej matki,
W miejscu czwartej dziesiątki zupełnie gładki.
Nie ma paciorków - patrzy i nie wierzy,
Palcami starte od milionow pacierzy.

Tylko piąta dziesiątka była jak nowa,
Przypomniał swe kpiące o niej słowa.
Na palcach zobaczył od łańcuszka rany,
Wybacz mi - krzyknął - Boże mój kochany!

Ożyło w końcu syna sumienie,
Przysięgam ci matko, że ja się zmienię.
Całował zimne swej matki dłonie,
Twarz łzami zoraną i siwe skronie.

Rzucił nałogi, oddał się Bogu,
Szczęście gościło w ich domu progu.
I codziennie wieczorem, całą rodziną,
Różaniec mówili za matki przyczyną.

Autor: Jacek Daniluk z Białej Podl.












Opracowano
na tydz. 13.10.2024. - 20.10.2024.




Poprzednia strona